środa, 24 marca 2010
W połowie drogi
Trzeba przejechać siedem godzin autobusem na wschód od La Paz, żeby dotrzeć do Cochabamby – miasta położonego na pograniczu, w połowie drogi między Andami i wschodnimi równinami, między ostrym górskim klimatem, a tropikalnym lepkim upałem, między camba i colla. Cochabamba służyła kilkakrotnie w historii jako mediator pomiędzy zwaśnionymi departamentami. Lubią ją i w La Paz i w Santa Cruz. Tutejsze Indianki Keczua by podkreślić koncyliacyjny charakter miejsca noszą o połowę krótsze spódnice. Z Cochabamby napisałam następującego maila:
„Jestem sobie w Cochabambie, mieście wiecznej wiosny. Klimat jest rzeczywiście bardzo przyjemny, tylko dziś do południa wcale nie było słońca, tylko paskudne chmury które spaskudziły mi większość zdjęć... Bo zaczęliśmy wcześnie zwiedzać, jakoś przed dziewiątą. Miasto ciekawe, Chrystus na wzgórzu, większy niż ten z Rio, ale bardzo podobny, bazar z jedzeniem, bazar z kwiatami, bazar z butami, bazar, bazar, bazar...”
Tak, Cochabamba słynie z trzech rzeczy: górującej nad miastem figury Chrystusa, wyższej od tej w Rio de Janeiro (tamta ma 33 metry na każdy rok życia Zbawiciela, boliwijska ma ciut więcej, bo i Jezus żył 33 lata i troszkę jak tłumaczą mieszkańcy); klimatu wiecznej wiosny i bazarów. Najwięcej jest tych z jedzeniem. Cochabambinos uznawani są za pierwszych w kraju żarłoków, jedzą 5 – 6 razy dziennie, co nie przeszkadza uchodzić tutejszym kobietom za najpiękniejsze w Boliwii. Spędziłam tu jeden miły dzień pod opieką sympatycznego hosta Pablo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przyjemnie czyta mi się twoje historie w szczególności gdy mój tata pochodzi z Cochabamby. Mam zamiar jeszcze przed zakończeniem studiów odwiedzić Boliwię i swoją rodzinę, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń