środa, 24 marca 2010

Camba i Colla – dwie kultury, dwa spojrzenia na świat


Boisz się wsiąść do taksówki w La Paz? W Santa Cruz poznasz co to prawdziwy strach. Czujesz się niepewnie na dyskotece w okolicach Mercado Negro? W Santa Cruz nie spuszczaj z oka ani na moment swojej szklanki z drinkiem, uśpią, zgwałcą i okradną. Camba to dzikusy, ignoranci, trudno z nimi porozmawiać na jakiś sensowny temat, liczy się dla nich kasa, samochód, ciuch i szpan. Santa Cruz to duża wiocha. Słyszałem, że misje jezuickie są piękne, ale upał, komary, poza tym pociąg śmierci... Właściwie to po co ty tam jedziesz? Zostań lepiej w La Paz.

Tyle razy słyszałam to od znajomych "górali". Na początku byłam w szoku. Niewiele dały przeczytane książki. Trzeba było na własne oczy przekonać się, że nie ma jednej Boliwii. Są przynajmniej dwie. Trzeba było zbulwersować się podejściem mieszkańców La Paz do swoich sąsiadów ze wschodu kraju, żeby później zobaczyć że rasizm w Oriente jest jeszcze większy. Żeby móc odpowiedzieć sensownie znajomym z gór, obalić ich stereotypy trzeba było najpierw poznać, trzeba było wyruszyć...
Na dole jeszcze raz pozwalam sobie na przedruk, tym razem z innego z moich artykułów. Opisuję w nim na czym polega fenomen "dwóch Boliwii":


Prawie nikt z obcokrajowców nie jeździ na wschód Boliwii. Dla turystów ten kraj to Jezioro Titicaca, Andy, lamy, Indianie Keczua i Ajmara. Stąd bierze się też stereotyp zamkniętego, mało przyjaznego mieszkańca tych ziem. Jednak na antypodach Boliwii górzystej, chłodnej, o szorstkiej, ciemnej twarzy, znajduje się Oriente, czyli porośnięty lasem tropikalnym, gościnny wschód. Zachodnia część kraju jest mocno osadzona w poprzedzającej jeszcze czasy inkaskie tradycji kultury Tiwanaku. Oprócz hiszpańskiego, dominują tu języki keczua i ajmara. W uproszczeniu mówi się, że Zachód jest indiański, biedny, zacofany i lewicowo - radykalny. Ma nieprzyjemny surowy, górski klimat, a jego największe zasoby to srebro i stal, które już dawno straciły swoją wcześniejszą wartość i rynki zbytu. Wschód określa się jako biały, kosmopolityczny i rasistowski. Jest zielony, gorący, bogaty w soję, gaz i ropę. Santa Cruz, jako najzamożniejszy departament nazywany bywa boliwijskim Miami.


Podziały między obiema częściami Boliwii pogłębiły się szczególnie w ostatnich latach, kiedy do władzy doszedł pierwszy prezydent o indiańskim pochodzeniu Evo Morales, który zabrał się od razu za godzące w interesy wschodu nacjonalizacje i reformę rolną. Oriente coraz głośniej zaczęło domagać się autonomii. W opozycji do rządu postawiły się przede wszystkim cztery prowincje - Santa Cruz, Beni, Tarija i Pando. Ze względu na kształt jaki tworzą na mapie określono je mianem „półksiężyca”. W listopadzie 2008 roku rozpoczęła się kampania przed referendum konstytucyjnym. W La Paz na każdym kroku atakowała rządowa propaganda, mówiąca o historycznym przełomie, refundacji Boliwii, socjalizmie XXI wieku. Wraz z wprowadzeniem nowej ustawy zasadniczej życie prostego obywatela miało ulec diametralnej poprawie praktycznie z dnia na dzień, w wielu wymiarach. „Półksiężyc” rozpoczął kampanię na „nie”. W każdym najmniejszym miasteczku odwiedzonej przeze mnie Chiquitanii, na głównym placu ustawiony jest „słupek graniczny autonomii”, na samochodach i wszechobecnych tutaj motorach powiewają flagi Nowej Republiki i transparenty z czarnym napisem „NO” (hiszp. „nie”).


Boliwijczyków z Zachodu określa się mianem colla, co oznacza „góral”. Słowo to na Wschodzie wymawiane jest najczęściej z pogardą. Mieszkańcy Oriente, a w szczególności departamentu Santa Cruz określają się z dumą jako camba (sformułowanie to pojawiło po raz pierwszy w czasach kolonizacji na terytorium brazylijskim wraz z przybyłymi z Angoli czarnymi niewolnikami, a oznaczać miało „przyjaciel”). Colla i camba żyją w skrajnie różnym klimacie, dzieli ich odmienna historia i tradycja. Żeby dobrze poznać Boliwię warto zjechać po wschodnich stokach Andów i odwiedzić krainę, gdzie żar leje się z nieba, ludzie są otwarci i gościnni, gdzie w lesie tropikalnym kryją się przepiękne wzgórza i wodospady, a w sennych miasteczkach znaleźć można przepiękne kościoły wybudowane przez jezuickich misjonarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz