czwartek, 25 marca 2010
Aguas Calientes
Robore potraktowałam jako punkt wypadowy do zwiedzenia okolicy. Codziennie gdzieś jechałam, żeby na wieczór wrócić. 30 kilometrów stamtąd znajduje się Aguas Calientes – gorąca rzeka zawierająca związki siarki. Kąpiel w niej działa leczniczo na choroby skóry i reumatyzm. Temperatura dochodzi do ponad 40 – tu stopni, ale są miejsca gdzie jest niższa. Spędzam nad gorącą rzeką pół dnia, zamęczana przez będące tu na organizowanych przez kościół koloniach dzieciaki. Palmy, żółte motyle i krystalicznie czysta woda, sielanka... tylko trochę szkoda że woda taka ciepła...
W drodze powrotnej (1 stacja pociągiem) poznaję Mauricio - obdartego artesano z Brazylii o czarnych od farby palcach. Tak jak większość swoich kolegów "po fachu" zajmuje się wyrobem i sprzedażą biżuterii oraz obrazków malowanych na kafelkach. Mówi w portunol (mieszance portugalskiego i hiszpańskiego), więc czasem trudno go zrozumieć. Dojeżdżamy do Robore, gdzie ja idę odświeżyć się do mojego marnego hoteliku, a Mauricio idzie się rozejrzeć. Kiedy dopytuję go gdzie zamierza spać, odpowiada wymijająco. Szwendamy się trochę po mieście. Kiedy przychodzi czas na sen ja wracam do Residencial Cochabamba, on rozkłada swoją czerwoną chustę na betonie między drzewami. Na początku mnie to zaskakuje, ale w przeciągu następnych dni wspólnej włóczęgi zdołam się sporo nauczyć o mentalności i sposobie życia wędrownych rzemieślników.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz