czwartek, 25 marca 2010
Misje jezuickie - o aniołach które mają 300 lat
Przyjechałam do Santa Cruz głównie po to, żeby wyruszyć stąd w stronę brazylijskiej granicy do Chiquitanii - porośniętej lasem tropikalnym tajemniczej krainy słynącej z misji jezuickich. Zanim wsiądziemy do jadącego w tamtym kierunku pociągu śmierci sięgnijmy raz jeszcze do mojego artykułu opisującego historię i największe atrakcje tego regionu, niech posłuży nam niczym przewodnik czytany przed podróżą:
Największą atrakcją regionu są misje jezuickie. Żeby je odwiedzić najlepiej wysiąść z pociągu w miejscowości San José lub położonym cztery godziny drogi dalej – Roboré. Przed pojawieniem się kolonizatorów tereny te zamieszkiwali Indianie, między innymi: Chiquitos, Sarawak, Chapakura, Tupi – Guarani. Chiquitos byli największą grupą na tym obszarze, która odegrała zarazem najważniejszą rolę w późniejszym funkcjonowaniu misji. Nazwę taką nadali im Hiszpanie, zdziwieni ich niewielkim wzrostem. Od niej określenie przyjął cały region – Chiquitanía. Pod koniec XVI wieku założono Santa Cruz, a dopiero w sto lat później powstała pierwsza misja. Zanim do tego doszło tereny te były notorycznie najeżdżane przez bandeirantes – napadających na Indian z terenów Brazylii łowców niewolników. Wiara jezuitów w powodzenie ewangelizacji opierała się między innymi na przekonaniu, że Amerykę odwiedził już apostoł Tomasz, żeby przynieść tamtejszym Indianom dobrą nowinę. Misjonarze swoje działania rozpoczęli od zawierania sojuszy z indiańskimi kacykami. Z czasem udało się zorganizować redukcje – osiedla w których istniała dokładna organizacja czasu, z wyraźnym podziałem na pracę, modlitwę, życie rodzinne. W latach 1691- 1760 powstało 10 ośrodków misyjnych: San Javier, San Rafael, San José, San Juan, Concepción, San Miguel, San Ignacio, Santiago, Santa Ana, Santo Corazon.
Indian uczono nie tylko uprawy ziemi i rzemiosła, ale również wprowadzano ich w świat malarstwa, rzeźby, muzyki i tańca, za pomocą których mieli wyrażać swoją wiarę. Zwiedzając dziś kościoły, które zachowały w większości swój XVIII wieczny wygląd, możemy podziwiać wykonane indiańską ręką drewniane figury aniołów, potężne kolumny, rzeźbione misternie konfesjonały. Styl architektoniczny określany jest mianem metyskiego baroku. Widoczne są zarówno wpływy europejskie jak i lokalne, możemy zobaczyć elementy nawiązujące bezpośrednio do tradycji indiańskich czy tamtejszej fauny i flory. Głównym architektem był szwedzki jezuita Martin Schmit. Dziś także działają pracownie, gdzie rzeźbi się figury, sprzedawane później do różnych okolicznych kościołów, również tych w Santa Cruz. Drewniany kolorowy anioł stał się symbolem regionu.
W miejscowości Concepción zachowała się unikalna na skalę Ameryki Łacińskiej kolekcja muzyki barokowej. Co dwa lata odbywa się tam międzynarodowy festiwal muzyki renesansowej i barokowej. W każdym prawie miasteczku działa chór.
Po wygnaniu jezuitów w 1767 roku diecezja w Santa Cruz wzięła na siebie obowiązek utrzymania misji. Do połowy XIX wieku zamieszkiwali tu tylko Indianie i przedstawiciele kościoła (z czasem byli to przede wszystkim Franciszkanie), od tego momentu nastąpił przełom, ludność kreolska głównie z Santa Cruz zaczęła osiedlać się na tych terenach i zakładać hodowle bydła. Wkrótce potem rozpoczął się boom kauczukowy. W latach 30 – tych XX wieku ruszyła budowa kolei. Od lat 50-tych nastąpił gwałtowny rozwój całej prowincji. W połowie ubiegłego wieku zdano sobie sprawę, że zabytkowe kościoły, niszczone przez czas stoją na krawędzi ruiny. Człowiekiem, który przywrócił je do życia był szwajcarski architekt Hans Roth, który przez 27 lat prowadził prace restauracyjne. Dziś dawne ośrodki jezuickie urzekają swoim urokiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz